Tuesday, August 27, 2013

Doll Face

Zamawiając lakiery i inne bzdury natrafiłam właśnie na coś takiego. Nie wiem, czy to nazwać rozświetlaczem w kremie czy jak, ale bardzo lubię :) Produkt nazywa się Hard Candy Glow all the way Doll Face nr 319
Po nałożeniu kosmetyku otrzymujemy fajny efekt, widoczny zwłaszcza wtedy, kiedy pada na nas światło - delikatny metaliczno - rózowy poblask. Dla mnie świetny, bo niestety złote rozświetlacze nie za bardzo mi pasują, a taki rózowy wygląda super. Na początku martwiłam się, że kiedy nałożę podkład to efekt zniknie, ale na szczęscie delikatnie przebija się na zewnątrz :) Mozna go nosić pod podkładem albo bez niczego. Produkt nie jest przeznaczony tylko do twarzy, ale również do całego ciała. Cena też jest w porządku, bo zapłaciłam za niego $13 wraz z przesyłką więc jakoś nie urywa kieszeni. No i jest bezzapachowy, nie drażni nosa w ciągu dnia :)
 Tak z innej beczki - pochwalę się, że wczoraj oficjalnie rozpoczęłam współpracę z marką Motives, w niedzielę czeka mnie mnie pierwszy kurs dobierania i projektowania podkładów i pudrów :D Nie mogę się już doczekać :) A w lutym czeka mnie międzynarodowy zlot makijażystek w Miami :D Wybaczcie, jaram się tym od wczoraj jak jakaś nienormalna :D Teraz czekam na mój wielki kufer z kosmetykami :D Yaaaay!!!



Saturday, August 24, 2013

Sugar Coat po raz drugi

No to w końcu ten obiecany lakier Sally Hansen Sugar Coat Sour Apple (600). Ciekawy kolorek, zreszta ostatnio mam jakąś manię na lakiery w kolorze mięty, pistacji, jabłka, po prostu z jednej skrajności w drugą Lakier nakłada się świetnie, dzięki odpowiednio skonstruowanemu pędzelkowi - nie jest za cienki, ale też nie jest przesadnie gruby. Wiem, że wiekszość myśli, że takiego typu produkty - piaskowe, cukrowe itp. -zmywa się ciężko. Właśnie nie, w przeciwieństwie do brokatowych lakierów, te schodzą fantastycznie. Nie trzeba używać dłuta :P Co do trwałości to niestety się nie wypowiem, ponieważ na moich zniszczonych pazurzyskach żaden lakier nie wytrzymuje dłużej niż dzień (przy dużym szczęściu oczywiście). Jestem pewna, że na zdrowych i zadbanych paznokciach przetrwa kilka dni :) To by było na tyle, wybaczcie, że posty krótkie i w takim odstepie, ale tak to dziwnie się złożyło, że jak człowiek szuka pracy to nigdzie go nie chcą, ale jak tylko coś znajdzie to się wszyscy zabijają o to, żeby dla nich pracować. Teraz akurat pracuję w jednej firmie, a dzisiaj dostałam kolejne propozycje pracy. Poza tym remont w planach i wymiana mebli, szkolenia i kursy, treningi, siłownia, a na dodatek każdy chce mnie mieć na wyłączność :) Oszaleć można :) 



Produkty, których użyłam:
Sally Hansen Sugar Coat Sour Apple (600)

Wednesday, August 21, 2013

Cacka z Absolute Soap

Nareszcie dotarła do mnie paczka z próbkami mydełek i peelingów z Absolute Soap. Nie mogłam się już doczekać, bo wszystkie produkty tej firmy są wyrabiane ręcznie, z naturalnych składników. No prawie, bo niestety peelingi zawierają DSL (paskudztwo). Do mydełek nie mam żadnych zastrzeżeń - sama natura :) W zestawie próbek za $10 dostałam całkiem przywoite mydełka, jednym już się pucuję, bo pachnie jak cukierki :) Osoba produkująca owe wspaniałości wymyśliła dosyć fajne nazwy - Red House, Southern Decadence, Surfer Girl (cukierkowe), U.S. Mint, Lemon Spring, Sexy Laundry Day, Palm Beach Illustrated. Za 2.5 oz słoiczki peelingu zapłaciłam $4.50 od sztuki. Właśnie to mnie trochę dobija w naturalnych produktach - są drogie. Ale nie powiem, mydełka były fajnie zapakowane, jak cukierki i włożone do lnianego woreczka. No i odręczne podziękowanie z serduszkami na fakturze - to mnie chyba rozbroiło najbardziej :) Już nie mogę się doczekać, aż wypróbuję resztę mydełek :)



Monday, August 19, 2013

Cherry Drop

Dzisiaj w końcu o Sally Hansen, które ostatnio kupiłam :) Na początek Cherry Drop. Jestem wielką fanką czerwonych lakierów, wielbię je w każdy możliwy sposób i gdybym mogła to najchętniej nosiłabym czerwony lakier non stop. Ten o którym piszę jest z ostatnio modnych teksturowych lakierów, a dokładniej z cukrową posypką :) Powiem szczerze, że wcześniej nie za bardzo za takimi przepadałam, bo wolałam idealnie gładkie paznokcie. Odkąd jednak pozbyłam się akrylu taki lakier to zbawienie. Dobrze wiecie, że po zdjęciu tipsów paznokcie są w opłakanym stanie - cienkie, nierówne, łamliwe, lakiery wyglądają na nich tragicznie, a brak lakieru to już w ogóle porażka. Dzięki temu, że lakier niejest gładki tylko chropowaty, nie widać nierówności i bruzd, a paznokieć wygląda świetnie, jakby nigdy nic mu nie było. Nakłada się bardzo wygodnie, niekoniecznie trzeba aplikowac dwie warstwy, bo już jedna całkowicie pokrywa paznokieć. Na obecną chwilę lakiery tego typu są dla mnie wybawieniem :) 


Produkty, których użyłam:
Sally Hansen Sugar Coat Cherry Drop (600)

Saturday, August 17, 2013

motives for LaLa

Dzisiaj miałam napisać o czymś zupełnie innym, ale stało się co się stało i będzie o błyszczyku :) Wpadłam po pracy do właścicielki mieszkania, żeby porozmawiać o witaminach, które mi sprzedała, a skończyłyśmy na propozycji współpracy z firmą kosmetyczną. Otóz dostałam od niej w prezencie błyszczyk nieznanej zapewne w Polsce firmy motives, którą promuje aktorka LaLa Anthony. Jej główną ideą było stworzyć markę, której mottem jest "jakość Chanel, cena MAC". Czemu nie? Dodatkowo są to kosmetyki mineralne, bez składu obejmującego kilka kartek :) Kosmetyk ogólnie mi się podoba - ładny kolor, aplikuje się idealnie, dzięki pędzelkowi, ma zapach zbliżony do czekolady, ale nie taki nachalny, że ciągle go czuć. Poza tym marka oferuje również opcję zaprojektowania kosmetyku, biorąc pod uwage kolor cery, tonację, kolor oczu itp., a nie tylko korzystać z już dostepnych na rynku. Nie wiem, czy pozostaje mi coś innego niż spróbowac reszty dostępnych produktów. Aha, zapomniałam dodać, że błyszczyk jest w kolorze Celeb.



Friday, August 16, 2013

Dzisiejsze zdobycze zakupowe

Dzisiaj postanowiłam lekko zaszaleć, bo od jakiegoś czasu nosiło mnie z zamiarem kupienia czerwonej szminki :) Nie, żeby było mi źle w tym kolorze, ale po prostu bałam się mocnych kolorów na ustach. O ile powieki mogłam mieć pokryte nawet czarnym cienie, usta zawsze wolałam miec w naturalnym kolorze lub lekko koralowym. Nie będę dzisiaj niestety pokazywać zdjęć, bo jest już ciemno i kolory niestety wyszły inne niż w rzeczywistości. Oto lista zakupów:
Wet&Wild Megalast Liquid Lip Color Back To The Fuchsia
Wet&Wild Liquid Lip Color Red My Mind
Sally Hansen Sugar Coat Sour Apple 600
Sally Hansen Sugar Coat Cherry Drop 300



Plus dwa zdjęcia z pracy :) Nie miałam czasu na więcej, bo ochrona mnie pogoniła :)


Wednesday, August 14, 2013

Masełkowo

Napadłam znowu na TJ MAXX, ale z zamiarem kupienia butów i paru bluzeczek, a kosmetyki miałam tylko pooglądać :D Skończyło się zakupem dwóch beauty blenderów i dwóch masełek do ciała (i tak balsam mi się kończy :P. Pierwsze masełko to The Body Shop Duo Body Butter (6.75 oz 200 ml) o zapachu Sweet Pea. Czaiłam się przy tych masłach, jakby kosztowały majątek i wybrałamnajpierw malinowe, później je odłożyłam i wzięłam Raw Shea Butter, ale też odłożyłam i wzięłam poprzednie :D I naprawdę nie wiem, jak ja to zrobiłam, ale wzięłam nie malinowe tylko właśnie Sweat Pea :D  Gapa ze mnie :D Pudełeczko jest podzielone w środku na dwie części - w jednej jest dosyć twarde masełko, a w drugim takie bardziej przypominające balsam do ciała. Jedno jest do skóry normalnej, a drugie do suchej. No i tutaj zonk, bo niewiadomo, które do czego służy :/ Za każdym razem wieczko zakręca się inaczej i fakt, że na wierzchu jest podział wcale nie pomaga. Na początku zapach wydał mi się taki "babciny", jak perfumy dla starszych pań, ale na skórze już jest przyjemniejszy, kwiatowy, coś jakby lekko różany - kompletnie nie mój typ. Przynajmniej dobrze nawilża, no i w sumie zapach tez można jakoś znieść.
Drugie masełko to H2O+ (ha dwa o plus) Sea Marine Triple Butter Body Cream (8 fl. oz. 240 ml). Kupione celowo, ponieważ mam kilka kosmetyków tej firmy i jestem z nich bardzo zadowolona, a szczerze mówiąc nie widziałam ich nidzie indziej poza TJ MAXX. Konsystencja przypominająca bardziej balsam niż masło, niesamowicie wydajny i cudownie nawilża. I to tyle pozytywów, bo skutecznie odstraszył mnie zapach, a raczej smród tego produktu. Jakieś zioła wymieszane z solą - tak to można nazwać. Pachniej bardziej jak Amol albo jak żel przeciwbólowy. Porażka na całej linni, zwłaszcza, że zdązyłam wysmarowac sobie ręce i dekolt, a smierdzę tak, że będę musiała je niestety zmyć. To nie jest zapach, do którego można się przyzwyczaić, oj nie. W ogóle to jestem w szoku, że ktoś stworzył taka nutę zapachową. Szkoda, bo z efektu jestem bardzo zadowolona.


Produkty, których uzyłam:
The Body Shop Duo Body Butter Sweet Pea
H2O+ Sea Marine Triple Butter Body Cream

Tuesday, August 13, 2013

Baunsujący róż

Jakiś czas temu kupiłam sobie róż z Maybelline Dream Bouncy Blush, bo po prostu łądnie wyglądał - fajne opakowanie, małe, bardziej przypominające cień do powiek. Byłam na 100% pewna, że to róż w pudrze, jak wiekszość zresztą, ale konsystencja owego różu bardziej przypomina krem/piankę/mus. Sama nie wiem, ale jest tak przyjemna w dotyku, że można macać i macać :D Delikatne kolory, swietnie nakłada się je ręką i pędzelkiem - jak dla mnie super! Odkąd przeprowadziłam się do Stanów nie miałam za bardzo okazji kupować produktów tej marki, bo wolałam wypróbowac inne, te niedostępne w Polsce. Zastanawiam się, czy nawet nie zaopatrzyć się w większą ilość tego cudeńka, choćby tylko dla samego dotykania go :) Obecnie posiadam dwa - Orchid Hush i Rose Petal.

I jeszcze taki mały P.S. - w końcu znalazłam pracę, w miejscu, które jest moją mekką, czyli w centrum handlowym (Staten Island Mall). Mój mąż złapał się za głowę, gdy się o tym dowiedział :)


Produkty których użyłam:
Maybelline Dream Bouncy Blush Rose Petal
Maybelline Dream Bouncy Blush Orchid Hush

Monday, August 12, 2013

Super CHI

Jakiś czas temu szukałam dobrej suszarki do włosów, a wiadomo, że suszarka suszarce nierówna :) Wybrałam sie więc się TJ MAXX, żeby sprawdzić czy coś ciekawego się znajdzie. Początkowo złapałam się za sprzęt firmy Revlon - dobra firma, świetna cena, bo tylko 25$ za suszarkę. No i tak sobie chodziłam, oglądałm, aż w oczy wpadło mi różowe cudo od CHI. Trochę obawiałam się spojrzeć na cenę, bo wiadomo, że ich produkty do najtańszych niestety nie należą. W sumie nie dużo się pomyliłam, ale i tak było warto. Zapłaciłam 70$ za suszarkę, której normalna cena wynosi 120 - 150$. Dodatkowo w pudełku była butelka jedwabiu do włosów tej samej firmy - gratis. I nie mówię o maleńkiej buteleczce - próbeczce tylko o naprawdę sporej butli jedwabiu, która normalnie kosztuje około 25$ (6 fl. oz. 177 ml). Także podwójne zadowolenie :) Dodam jeszcze, że suszarka posiada dwie końcówki - "nosek" do stylizacji na szczotce i dyfuzor. Jestem niesamowicie pozytywnie zaskoczona działaniem tych dwóch rzeczy. Włosy są gładkie, idealnie ułożone, mięciutkie - no po prostu takie, jak po wyjściu od fryzjera. Całym sercem polecam Wam jedno i drugie.


Produkty, których użyłam:
Suszarka CHI Pro Low EMF
Jedwab do włosów CHI Silk Infusion

Władcy mojego mieszkania

Ten post będzie taki niekosmetykowy :) Jak wiecie mam dwa koty w domu, które w zasadzie robią co chcą, kiedy chcą, spią w dzień, buszują w nocy i są najukochańszymi stworzonkami na świecie :) Macie jakieś zwierzaki? Jak tak, to jakie? Pochwalcie się w komentarzach :) Moje kociuchy nazywaja się Ciapek (rudy) i Czarny (czarny), ale różnie na nie mówię :)


Sunday, August 11, 2013

Eco - Dishwash Liquid, czyli mały ukłon w stronę ekologii

Zaczynam niewinnie - od płynu do naczyń :) Nie oszukujmy się - każda z nas używa płynu do naczyń. Wiem, że to może ma mało wspólnego z kosmetykami, ale czy kiedykolwiek zastanawiałyśmy się, jaki skład mają nasze szampony, żele pod prysznic, kremy, odżywki, a nawet płyn do naczyń? Do pewnego momentu też w ogóle o tym nie myślałam, nie sprawdzałam składu i wcale nie w głowie było mi kilkugodzinne siedzenie w internecie w poszukiwaniu certyfikowanych ekologicznych kosmetyków czy proszków do prania, nawet płynów do naczyń. No ale stało się - zaczęłam dostawac uczulenia od proszków do prania, czego nigdy w życiu nie miałam. Wiadomo, raz mogło się zdarzyć, ale za każdym razem, kiedy wkładam świeżo upraną koszulkę? No to juz na pewno nie jest zbieg okoliczności. Poszperałam, poszukałam i co znalazłam? Tak naprawdę wszystko, czego używamy to jedna wielka chemiczna bomba, która wybuchnie prędzej czy później. W naszych żelach, balsamach, proszkach, kosmetykach do makijażu dodawane są środki, które powodują alergie, choroby skóry i raka. no cóż, wiem, że nikt się za bardzo tym nie przejmuje, bo czytając skład kosmetyku, nawet nie wiemy, co on oznacza, prawda? Ale jest Wikipedia i parę stron, które na pewno pomogą rozwiać Wasze wątpliwości. Jedną z nich jest Truth In Aging, na której, po wpisaniu jakiegokolwiek składnika kosmetyku, dostaniecie pełen opis - co to jest, co powoduje, jakie mogą być skutki długotrwałego używania, w jakich kosmetykach jest zawarty. Przyznaje bez bicia, że sama niedawno odkryłam tą stronę i mam w domu mnóstwo kosmetyków, które powinny wylądowac w koszu, ale po prostu tego nie zrobię, ze względów finansowych - po prostu nie stać mnie na to, żeby wyrzucić taką ilość kosmetyków. Postanowiłam natomiast, że sukcesywnie będę je wymieniać. Coś się skończy to kupię nowe, ale ekologiczne :) No i pierwszy skonczył się płyn do mycia naczyń :) Ten, który kupiłam można nabyć TUTAJ. Zaopatrzyłam się w prawie litrowy płyn (32 fl. oz. 946 ml), w bardzo przystępnej cenie, co mnie cieszy. Może nie ma jakiegoś kolosalnego wyboru, jak w przypadku chemicznych płynów, ale przynajmniej nie zawiera świństw, które powoli i skutecznie niszczą nasze zdrowie.


Produkty, których użyłam:
Natural Concentrated Diswash Liquid

Saturday, August 10, 2013

Morrocan Argan Oil by Organix beauty pure and simple

Dzisiaj będzie trochę o olejku do włosów, który kupiłam  z dobre 3-4 miesiące temu. Niesamowicie wydajny jak na buteleczkę 100 ml (3.3 fl. oz.). Jest to naprawdę malutko, jeśli chodzi o ilość, ale jak już wspomniałam - jest superwydajny. Po pierwsze olejek arganowy robi ostatnio karierę i znaleźć możemy go prawie wszędzie. Teoretycznie rzecz biorąc, bo tak naprawdę nie spodziewajmy się, że w tanim produkcie znajdziemy wystarczającą ilość olejku, aby zadziałał na nasze włosy czy ciało. Jeśli w ogóle tam są to tylko śladowe ilości. Dlatego też w tym wypadku nie nalezy patrzeć za bardzo cenę. Ja swój olejek kupiłam w Walgreens za 8 dolarów z kartą rabatową. Normalnie olejek kosztuje 10-11 dolarów. Pełny opis produktu znajdziecie TUTAJ. Powiem Wam, że jestem z niego bardzo zadowolona. W ogóle produkty z firmy Organix beauty pure and simple są dobrze oceniane, ale ja posiadam tylko olejek i odżywkę (o której wkrótce) i nie jestem w stanie powiedzieć, jak działa cała reszta. Zastanawia mnie też, czy tak jak ja źle aplikowałyście olejek? To trochę zabawne, bo wiedza, że szkoły podstawowej się tu kłania, ale bywa :) Otóż stosowałam olejek po kąpieli, na osuszone włosy i tyle. Dopiero niedawno na jakiejś stronie poświęconej właśnie pielęgnacji włosów przeczytałam, że jakiekolwiek olejki powinno się nakładać na suche już włosy. I absolutnie nie powinnyśmy się obawiać, że włosy będą tłuste czy coś w tym stylu, bo olejek szybko wnika we włosy. Dlatego warto się zaopatrzyć chociaż w jeden, bo różnicę zauwazycie już po pierwszym użyciu :)

Produkty, których użyłam:
Morrocan Argan Oil Extra Penetrating Oil for dry&coarse hair by Organix beauty pure and simple

Friday, August 9, 2013

Pędzle od e.l.f.

Dzisiaj będzie troche o pędzlach :) Niedawno sobie zamówiłam naprawdę fantastyczny zestaw pędzli firmy e.l.f. (firma należy do moich ulubionych) na Amazon i już się nie mogę doczekać, żeby je pokazać :) Są cudowne, profesjonalnie wykonane, na każdym pędzlu jest wygrawerowane jego przeznaczenie. Na dodatek praktycznie każdy pędzel wykonany jest z innego rodzaju włosia, co raczej nie jest często spotykane, nawet wśród kosmicznie drogich marek, bo nie ukrywajmy, ale z reguły wszystkie pędzle wyglądają identycznie - takie samo włosie, taki sam kolor. No i takim moim skromnym zdaniem wydawanie 50$ lub więcej za jeden pędzel jest po prostu stratą pieniędzy, nie ukrywajmy, ale naprawdę mało kogo stać na takie coś, a tym bardziej, jeśli po prostu same używamy takich pędzli tylko i wyłącznie dla siebie. Pędzle od e.l.f. można nabyć TUTAJ
A teraz zdjęcia :)



 Produkty, których użyłam:

e.l.f. Cosmetics 12 Piece Brush Set