Tuesday, December 31, 2013

Czerwień na ustach po raz kolejny :)

A co, skoro lubię to czemu mam sobie żałować :) W końcu rozpocznę Nowy Rok z czerwonym kolorem na ustach, a być może jakąś karierę mi to wywróży? :) Tym razem pomagać mi w tym będzie Lime Crime i sławny Red Velvet, czyli najbardziej rozszarpywana szminka w błyszczyku. Prózno już szukać na stronie producenta, no, chyba że coś rzucili na Nowy Rok :) Dosyć długo zbierałam się z zakupem, bo nie wiedziałam, jak to będzie wyglądało, a na dodatek już przecież mam czerwone szminki. No ale czerwonych szminek nigdy za dużo :) Velvetinek ma wykończenie matowe, pachnie karmelem i czekoladą, nie wysusza ust, trzyma się mega długo, można jeść i pić, a i tak nic nam z ust nie zejdzie, pomimo tej trwałości nie ma problemu z usuwaniem go za pomocą mleczka do demakijażu. Co cieszy oczywiście moje usta, bo mój ostatni eksperyment z tego typu produktem zakończył się zdzieraniem koloru ze skóry, dosłownie. Jestem oczarowana, bo już samo opakowanie jest po prostu mega słodkie, matowe szkiełko, ładna nakrętka. Niby proste, a bije po oczach. Aplikator wygląda tak, jak przy normalnych błyszczykach, no może jest bardziej puchaty :) Nakładając na usta nie musimy się martwić, że zlepi nam usta, albo oderwą nam sie płaty odsłaniając nagie usta. Zdecydowanie pokuszę się na więcej kosmetyków tej firmy. Cena to $20, czyli nie za drogi i nie za tani, ale jestem przekonana, że warto tyle wydać :) No i przede wszystkim Szęśliwego Nowego Roku, obyście miały siłę spełniać Wasze marzenia, bo samo nic się nie zrobi :)








Friday, December 27, 2013

Wosk woskowi nie równy

Już od wielu lat szukam idealnego sposobu na depilację i przeszłam chyba wszystkie możliwe opcje, które są dostępne na rynku. Zaczynałam standardowo od zwykłej maszynki, później był depilator elektryczny, kremy, woski, itp. Niestety nic tak naprawdę nie działało tak, jak powinno więc dałam sobie spokój. W zeszłym tygodniu "szlajałam się" po youtube w poszukiwaniu jakiejkolwiek inspiracji i znalazłam całkiem fajny kanał, na którym dziewczyna recenzowała wosk marki GiGi. Pomyślałam "ok, najwyżej stracę". Pojechałam do Sally's, pokręciłam sie, kupiłam i wróciłam do domu. Wieczorem zdecydowałam się spróbować plastrów, żeby usunąć włoski nad górną wargą. I co? No kurczę zaskoczona byłam niesamowicie, bo plaster za jednym pociągnięciem usunął 80% włosków. Oczy mi wyskoczyły z orbit, bo powiem szczerze, że nawet nie bolało. Ot, takie lekkie ukłucie, uszczypnięcie? I tyle i po wszystkim. Do dnia dzisiejszego nie ma ani jednego włoska nad wargą, czyli wosk usunął włoski wraz z cebulkami. Dodam, że jeden plasterek starcza na kilka depilacji więc użyłam go też do brwi itp. W środku jest również emulsja łagodząca, któa sprawia, że zaczerwienienie znika w pół godziny, a może nawet i szybciej. Nie mierzyłam czasu. Plasterki kosztowały około $8. Razem z plastrami złapałam większy kaliber od GiGi, a mianowicie zestaw do depilacji okolic bikini. W zestawie za $20 dostajemy oczywiście wosk, cleaner przed depilacja, olejek przed depilacją, emulsje do usuwania pozostałości wosku i emulsję spowalniającą odrastanie włosków i drewniane szpatułki do nakładania wosku. No i tak, tu się oczywiście zaczynają schody :) Nie chodzi o produkt, bo działa świetnie, problem w tym, jaki kto ma próg bólu :D U mnie poszło nawet dobrze, bez zbędnego krzyku czy skrzywienia czy jakichkolwiek uszkodzeń skóry. O ile plastry polecam każdemu to wosk w kubeczku zostawiam dla osób bardziej zaawansowanych albo ściśle trzymających się instrukcji, bo naprawdę można sobie krzywdę zrobić w postaci siniaków (tak, siniaków) czy jakichś innych uszkodzeń skóry. Tego samego zestawu uzyłam również do depilacji pach, bo często miałam podraznienia po maszynce. Jako że mój próg bólu jest wyjątkowo wysoki to nie mogę stwierdzić czy faktycznie takie woskowanie jest mniej bolesne niż w salonie :D Osobiście jestem zadowolona i polecam, jeśli chcecie spróbować :)


Thursday, December 19, 2013

Święta są wcześniej :)

Przynajmniej u mnie. Długo mnie tu nie było, ponieważ zaangażowałam się niesamowicie w pewien projekt i praktycznie cały miesiąc skupiałam się tylko na tym. A o co chodzi? Otóżw końcu uzyskałam certyfikat z pielęgnacji skóry i nareszcie zaopatrzyłam się we własny zestaw do tworzenia podkładów. Nie mówię tu o tym, że mieszam gotowe podkłady i uzyskuję coś, czego nawet podkładem nazwać nie można. W skład mojego zestawu wchodzą podstawowe bazy, pigmenty imodyfikatory (SPF, mat, shimmer, oil control itp), dzieki czemu mogę uzyskać każdy rodzaj podkładu do każdego rodzaju skóry. Coś jakby photoshop w butelce z tym, że wygląda się naturalniej :) No same powiedzcie, czy jest coś wspanialszego od podkładu, który same tak naprawdę tworzycie? Od podkładu, który nie zapycha porów, nie wysusza skóry, nie szkodzi, a wręcz pomaga? Przede mną jeszcze oczywiście długa droga, ale jak na osobę początkującą uważam, że  idzie mi świetnie - moje klientki są przeszczęśliwe, trenerzy również zachwyceni, czego chcieć więcej? Dodam jeszcze, że Motives jest jedyną firmą na świecie, która robi coś takiego. Pierwszą moją klientką byłam ja sama :D 





Friday, December 6, 2013

Bakłażanowe paznokcie

Nie wiem jak u Was, ale u mnie pogoda w ogóle nie zachęca do jakiejkolwiek aktywności, zwłaszcza umysłowej :) Jedyne o czym marzę to zapakować się w kocyk z kubkiem kawy i włączyć jakiś odmóżdżający film lub serial. Czasami jednak zaglądam w swoje zapasy kosmetyczne i wynajduję rzeczy, o których zapomniałam, bo kupiłam je wieki temu, ehhh, może czas się w końcu zorganizować :D Jakiś czas temu stworzyłam coś dzięki OPI i Wet&Wild, mam nadzieję, ze się Wam spodoba. Uważam, że kolor fioletowy, czy bakłażanowy w tym wypadku w połączeniu z brokatowym nadaje się idealnie na święta. Tutaj użyłam Nicole by OPI Here We Kome A-Karoling i Wet&Wild Sparked. Coś prostego i niezbyt skomplikowanego, bo raczej zdolności i cierpliwości do zdobienia paznokci nie posiadam :)